wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział pierwszy

Nie należę do zwykłych istot ziemskich. Ale jednak żyję pośród tak prymitywnej rasy jaką są ludzie. Nie robię tego z przymuszonej woli, wręcz przeciwnie. Bardzo odpowiada mi rola bycia tutaj cennym przedmiotem albo jak oni to określają "bronią". Cóż za głupie stworzenia. Myśląc, że mając nade mną kontrolę to im nie ucieknę? Są w dużym błędzie, bo w pełni nie widzieli mnie w akcji. Jakbym tylko chciała to wezwałabym mój naród, a oni za bardzo nie lubią, gdy jedna z ich niewinnych sióstr jest więziona w bazie wojskowej, w której znajduję się tak dużo niebezpiecznych zabawek. Aż miło by było popatrzyć jak moi współbracia wysadzają to miejsce. Ale na razie odpuszczę sobie te przyjemności, ponieważ muszę spełnić swoją misję, która jest nadzwyczaj łatwa, a ci szefowie nawet nie zauważyli, że kradnę im informacje, które przeprowadzają na biednych osobnikach z kosmosu. Muszą w końcu odpowiedzieć za swoje czyny.
Nie mogę w to uwierzyć jak takie istoty, które są prawie na równi z moją inteligentną rasą są tak okrutni. Są tak egoistyczni i chciwi, że żeby zdobyć własny upragniony cel którym jest chęć władzy nad rasami z innych Galaktyk to wykorzystują do tego niewinnych ludzi, którzy tracą własne życie,  żeby spełnić wygórowane wymagania jakiegoś tłuściocha, który przez cały czas siedzi na dupie przed swoim biurkiem popijając kaloryczną gorącą czekoladę. Do tego jego naukowcy, którym zapewnił, że jak przeprowadzą eksperymenty i badania to staną się tak bogaci, że będzie ich stać na własny złoty sedes. A to wszystko kosztem niewinnych mieszkańców innych planet, którzy przylatują tu, żeby zbadać podejrzane sygnały z Ziemi.
Dzisiaj miałam się w końcu od nich uwolnić. Nie mogłam się doczekać, kiedy będzie wieczór.
Przebywam w tej bazie od miesiąca, a czuję się jakbym była w więzieniu o zaostrzonym rygorze. W ciągu tego czasu, byłam tylko dwa razy na świeżym powietrzu. Pierwszy raz podczas treningu wojskowego, kiedy jeden z pomagierów szefa, oprowadzał mnie po terenie i pokazywał jakie "straszliwe" pułapki czekają na mnie, gdybym chciała uciec. Drugi raz to była prawdziwa misja w terenie. Miałam ukraść jakieś głupie chemikalia, które nie stanowiły najmniejszego zagrożenia. Ale mimo wszystko byłam uważna, więc przez przypadek zamieniłam etykiety na probówkach, a ten dziwny kwas został wylany przez jakiegoś badacza.
Kolejnym minusem pobytu tutaj było to jak mnie traktują. Jestem ich gościem, więc powinni być trochę bardziej uprzejmi i gościnni. Mój pokój jest koloru białego. Ale nie takiego ładnego, czystego tylko paskudnej, pożółkłej bieli. W tym pomieszczeniu jest tylko łóżko z jasnoróżową pościelą oraz niesamowicie niewygodną poduszką. A okno jest tak małe, że ledwo mogę oddychać w tej duszności.
Jestem cała podekscytowana. Nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do drużyny i będę mogła dać raporty. W końcu będę mogła spokojnie porobić rzeczy, które najbardziej lubię: pospaceruje po plaży przy zachodzie słońca, poczytam tutejsze książki, może nauczę się nowego języka i będę wkurzała przyjaciół swoim ziemiańskim akcentem. A na koniec zjem tutejszy przysmak. Zamrożony śnieg owocowy. Uwielbiam go. To są jedyne plusy jakie dotąd spotkałam na tej dziwnej planecie. Kto wie, może znajdę ich więcej?
Moja rasa oraz istoty Błękitnej Planety nie różnimy się wyglądem. Gdybyśmy porównali zwykłego człowieka z Angelem nie znaleźlibyście żadnej różnicy. Ale mój naród posiada niezwykłe moce. Mamy o wiele bardziej doskonalszy słuch i sokoli wzrok. Posiadamy również skrzydła, podobne do anioła, ale nie całkiem. Otóż kolor skrzydeł zależy od rodzaju mocy. Zdarzają się najczęściej niebieskie, ciemnopomarańczowe, srebrne oraz jasnożółte. Rzadko się spotyka Angela z białymi skrzydłami, ale ja jestem wyjątkowa i takie posiadam. Mogę powiedzieć, że jestem lepsza w walce, ponieważ posiadam potężniejszą moc. Jednak nie jestem tak silna jak  właściciele czarnych i czerwonych skrzydeł.
Moc to jest podstawowa forma naszej obrony. Używamy też jej często do codziennych czynności. Ale gdy wrogie wojska wstąpią na naszą ziemię nie mamy litości. Strzelam, wtedy wiązkami mojej białej mocy jak z pistoleta. Najczęściej używam białego ognia, żeby unieruchomić mojego przeciwnika. Tak przynajmniej robiłam na hologramie treningowym w mojej szkole. Ja nigdy nie zamierzałam zabrudzać swoich czystych rąk wojną. A teraz pracuję dla tajnej organizacji, która zajmuję się obroną ludzi. Tych istot, które znęcają się nad innymi.
Moje skrzydła pojawiają się, kiedy tylko będę chciała, więc ci durnie z bazy ne wiedzą o moim asie w rękawie.
Dochodziła godzina osiemnasta. Miałam dokładnie czterdzieści pięć minut przed zmianą warty. Wtedy panuje największe zamieszanie, a ja miedzy czasie mogłabym się bez problemu z stąd wydostać.
Moje rozmyślenia wyrwał dźwięk ciężkich otwieranych drzwi.
Do mojego pokoju wkroczył we własnej osobie Mark MacFlyer, szef wszystkich szefów. Jak mnie zaszczyt spotkał!
Myślałam, że ten człowiek będzie otyłym tłuściochem, z wypadającymi włosami, z plamami po kawie na białej koszuli. A zamiast tego stał przede mną wysportowany, młody mężczyzna w schludnie ubranym garniturze. Przeraziła mnie jego sztywność. Bardziej przypominał tutejszego ochraniacza niż złego naukowca. Do tego ten neutralny wyraz twarzy oraz czarne okulary przeciwsłoneczne wydawały się nadzwyczaj podejrzane.
- Usiądź na łóżku. - wskazał na moje posłanie. - Musimy poważnie porozmawiać, Kalin. - nawet nie zauważyłam, kiedy zamknęli drzwi.
Kalin to postać, którą udaję, gdy wysyłają mnie na misję, żeby nie zdradzić mojej prawdziwej tożsamości. Dziewczyna jest rasy podobnej do Paklethór. Ma długie jasnoróżowe włosy, szpiczaste uszy, oraz jasnozieloną cerę. Jej oczy mają kolor tęczowy. Na ciele ma liczne złote tatuaże. Od wcześnie wspomnianej istot różni się kolorem skóry, sposobem mowy i postawą ciała. Paklethrowie lekko się garbią, a ja jako Kalin mam wyprostowaną postawę ciała.
Tak naprawdę mam na imię Laura Marano. ,,Laura'' w moim języku oznacza osobę skromną, o czystym i dobrym sercu. Natomiast ,,Marano'' jest odpowiednikiem amerykańskiego nazwiska Smith. Mam brązowe włosy z bursztynowymi końcówkami i czekoladowe oczy. Jestem dość szczupła i zdecydowanie za niska (167 cm chodzącej wojowniczki -  -.-). Na plecach mam dwie blizny litery V, w których pojawiają się śnieżnobiałe skrzydła, kiedy tylko będę chciała. To jestem cała ja.
- Słucham cię. - powiedziałam.
- Dobrze wiem o wszystkim. - oznajmił. Na jego twarzy nie były wymalowane żadne emocje.
- Ale o czym, sir? - zaniepokoiłam się, ale nie było tego po mnie widać.
- Wiem o tym, że to ty zmieniłaś etykiety na tym kwasie. - powiedział spokojnie. - Czy wiesz jakie szkody wyrządziłaś?
Milczałam.
- Otóż straciliśmy bardzo ważny związek chemiczny, który był bardzo potrzebny do naszego Niszczyciela. - uśmiechnął się triumfalnie.
- Nie ma pan dowodów.  - odparłam spokojnie.
- Mam świadków. Poza tym ten zamiennik, którego użyłaś to zwykły etanol, czyli alkohol o silnym procencie. Spowodował on wybuch, którym zostało rannych wiele moich ludzi.
Przeraziłam się. Czyżbym zabiła niewinnych ludzi? Jestem potworem.
Na mojej twarzy można było zobaczyć prawdziwy strach. Później zaczęły spływać mi łzy po policzkach, a serce pękało mi z bólu.
- To niemożliwe! - wykrzyczałam.
- Przez twoją lekkomyślność straciłem ważny kwas, który bardzo trudno zdobyć oraz kilku pracowników. Za swoje czyny będziesz musiała ponieść karę. - prawie nie rozumiałam co on do mnie mówi.
- Będziemy musieli zrobić na tobie szereg eksperymentów.
Wtedy w drzwiach stanął napakowany bodyguard. Miał ze sobą kajdany i powoli się do mnie zbliżał. Natomiast szef wyszedł z pomieszczenia.
Poczułam napływającą we mnie złość. Jedyne co zapamiętałam to białe światło, które mnie otaczało...



Hejo ;)! 
Podoba się Wam? To jest mój pierwszy blog. Mam nadzieję, że zostawicie jakiś komentarz pod nim :)

Wasza Piękna :)